Trochę zainspirowana tegorocznymi wakacjami w polskich górach, a trochę tym co mam w szafie i co dostałam.

A`propos „dostałam”, to bardzo fajną rzeczą jest – uważam, przekazywanie ubrań, których nie chcemy, a są w dobrym, czy też świetnym stanie, a nawet nowe.  Spodobał mi się też pomysł, ogłoszony przez jedną z telewizji śniadaniowych, o wymianie ubrań. Bo prawda jest taka, że każda kobieta ma w swojej szafie coś, co kupiła w przypływie emocji (nie koniecznie dobrych, bo i rozczarowania, i złości, i smutku, oprócz euforii…), a po przyniesieniu do domu okazało się, że … nie, może nie dziś, a może nigdy nie dało się w tym wyjść. Wyrzucić szkoda, no bo jeszcze się nigdzie w tym nie pokazałam. Założyć… nie bardzo, bo coś to jednak nie konweniuje. Wyrzuć szkoda. Zatem taka akcja, która da rzeczy drugie życie, albo po prostu życie, jest świetna. Zawsze wtedy każda najdziwniejsza dla nas rzecz, może trafić do osoby, dla której została stworzona.

I w taki sposób stałam się posiadaczką ciepłej kamizelki, o bardzo swojskim, folkowym wyglądzie. A ta z kolei, wraz z chustą pod szyją, stały się bohaterkami dzisiejszej stylizacji.

Chustę kupiłam w Zakopanem. A kamizelka bardzo przypomina „przaśne” góralskie serdaczki (kamizelki właśnie). Bardzo to jest fajne rozwiązanie na chłodne, czy też wietrzne dni, jakich teraz nam nie brakuje. Za to mnie w kamizelce brakuje kieszenie. Ale może to i dobrze, bo tak to wypchałabym je, jak nie rękami, to jakimiś przydaśkami i byłyby nie ładne. A na pewno poszerzałyby moją sylwetkę na boki.

Spodnie z delikatnie rozciągliwej tkaniny, kupiłam również na wakacjach będąc. Wtedy patrząc bez okularów widziałam print jako esy-floresy jakieś. Okazało się później, że to Miki Mouse i kwiaty 😀

Koszula długa – Butik Iza.

Kamizelka – n.n. (prezent).

Chusta – n.n. pamiątka z Zakopanego.

Spodnie – n.n. pamiątka z Norwegii.

Buty – Tommy Hilfiger.

 

Zdjęcia – by M.