Codzienność w mieście bywa szara o tej porze roku, czasem ale na bardzo krótko połyskująca słońcem. Tak czy tak – jest codziennością. Co powoduje, że potrzebujemy wygodnego, funkcjonalnego ubrania, które jednocześnie będzie modne, trochę wyrafinowane, ale i proste. Mój przyjaciel podsumował kiedyś tego typu moją wypowiedź, że to jest takie samo jak tamto, tylko zupełnie inne ;-D

Trochę z potrzeb osobistych, trochę dlatego, że po prostu lubię czerń i resztę dzięki mojej Dobrej Wróżce od Mody (dzięki Kinga! :-* ), przedstawiam Wam płaszcz Baccanera.

I tak oto mamy płaszczyk w stylu miejskim, połączenie klasyki z awangardą – mam na myśli swego rodzaju asymetrię, czyli wielkość kołnierza, brak guzików – zapinanie tylko na tzw. zakładkę i pasek. Gdyby nie polecenie, pewnie nie zwróciłabym uwagi na ten płaszcz, ze względu na moją właśnie wykształcającą się potrzebę dążenia do klasyki w ubiorze. Ale wybór był naprawdę dobry. Jest to płaszcz zdecydowanie jesienny. Duże kieszenie mogę wiele pomieścić, nie wystając przy tym niemiłosiernie nieładnie. No i przed dużym jesiennym wiatrem, a mnie to przede wszystkim przed nagłym deszczem burzącym ustrój moich włosów, ochroni nas olbrzymi kaptur.

Chcąc przełamać wszechogarniającą mnie czerń, dodałam do stylizacji, bardzo na miejscu w obecnej aurze, bardzo mięciutki szal, w kolorze pudrowego różu/ brudnego różu, jak kto woli.

Dużym minusem tego szala, zdecydowanie dominującym nad jego zaletami (kolor, miękkość, no i „metka”) jest to, że okropnie linieje, obłazi, czy jak go tam zwał…

Smaczkiem, ba bohaterem mojej jesiennej elegancji tegorocznej i tak jest płaszcz Baccanera. I tu muszę wspomnieć o moim lokalnym patriotyźmie, ponieważ Baccanera to łódzka firma.

Płaszcz – Baccanera.

Szalik – by Jemioł dla Rossmann.

Torebka – prezent z wakacji.

Spodnie – Esmara Lidl.

Buty – Iza Butik.

 

Zdjęcia – by M.