W jaki sposób podróżujecie na swoje wakacje – samochodem, pociągiem, autostopem, rowerami, motocyklami, samolotami, czy może autokarem?

Opowiem Wam dziś o mojej podróży autokarem. Po raz pierwszy w życiu, z przyczyn osobistych zdecydowaliśmy się na długą podróż, bo z Oslo do Łodzi, trwającą 26 godz., właśnie autokarem.

Bilety na tę podróż kupiłam odpowiednio wcześniej. Przy tej okazji przekazane zostały zasady dotyczące bagażu (ilość waga itd.) i ogólne warunki podróży. Starałam się spełnić owe warunki, podejść jak najbardziej racjonalnie i jednocześnie żeby ta podróż była przygodą. Fajną przygodą, mimo przewidywanych przeze mnie potencjalnych trudności.

Na dworcu w Oslo byliśmy ok. 30 – 40 min. wcześniej. Informacje o autokarach wyświetlane są na monitorach przy wyjściu na stanowiska (jak na lotnisku). Grupa czekających powoli się powiększała. Wszyscy powściągliwi w zachowaniu, grzeczni wobec innych, uśmiechcnięci. Trudno było nawet odgadnąć, kto po polsku mówi, kto nie. Praktycznie języka polskiego nie słyszałam. Słyszałam głównie ludzi rozmawiających po norwesku, kilka anglojęzycznych osób.

Ale już przy wsiadaniu do autokaru – z polską załogą, dało się odczuć pewne napięcie. Bo, a to ktoś sciszonym głosem informował, że potrzebuje „lepsze” – w jego odczuciu – miejsce, bo go noga boli, a to ktoś z boku podchodził i coś prawie szeptał do pani pilot. Skończyło się jakby uprzejme uśmiechanie, na rzecz zimnego nierozumienia że ktoś do kogoś mówi, czy niewidzenia, że ktoś rzeczywiście jest inwalidą i się nie dopcha…

Ale, że pewnie wszyscy wcześniej wykupili bilety, to miejsca i tak z góry były przydzielone. O inwalidztwie, czy innych szczególnych warunkach należało wpisać w odpowiednią rubrykę przy kupnie biletu.

I tak oto zaczęła się nasza podróż. Niektóre zdjęcia robione w trakcie jazdy, przez szybę autokaru, pozostawiają nieco do życzenia, ale w moim odczuciu i tak pokazują urok skandynawii.

Co do samego pierwszego dnia podróży, nie mogę się do niczego przyczepić. Autokar z toaletą, chyba nawet niezłą – nie byłam, bo mam opory przed takimi miejscami. W autokarowym barku można było nabyć cieple napoje, zupy instant, zimne napoje, przekąski słodkie i słone.

Jesli chodzi o korzystanie z toalety, to dla tych co mają opory przed korzystaniem z tek w autokarze, jak ja, zawsze są przewidziane postoje, na których można skorzystać z toalet na kempingach, czy Mop-ach przy autostradowych.

Jedyne czego mi brakowało i na pewno to nadrobię, jeśli jeszcze kiedyś zdecyduję się na tak długą podróż autokarem, to kupno poduszki „rogala” pod kark. Bo dla mnie sen na siedząco (wg mojego współtowarzysza – w pozycji „chińskiego zet”) oznacza później duży ból mięśni karku i przykręgosłupowych.

I tak w tym zorganizowanym rytmie przebiegała nam podróż.

Dziwne – dla mnie – rzeczy zaczęły się dziać poza skandynawią. Bo jechaliśmy przez Szwecję, Danię, Niemcy do Polski.

Otóż na nocnych postaojach zaobserwowałam już, że część (pewnie nieduża) pasażerów, jest jakby może nieobecna? Wzięłam to na karb nocy, bo czlowiek obudzony, jak choćby ja, w środku nocy, może być lekko skołowany i nie wiedzić przez chwilę „o co kaman”. Mam na myśli nie trafianie z potrzebami do toalety. Zresztą w nocy w Niemczech okazało się to prawie niemożliwe. Mieliśmy postój na stacji benzynowej i … toaleta była na Euro (których akurat ja nie miałam i dzięki Bogu nie chciało mi się do toalety), a toaleta dla inwalidów była zamknięta na klucz.

Powyżej – Centrum BMW w Berlinie. Poniżej – ogromne Centrum Konferencyjne, również w Berlinie.

Ale drugiego dnia rano, jeszcze przed obszarem Polski, na jednym z kempingów kiedy wysiedliśmy, by skorzystać z toalety i rozprostować przysłowiowo nogi, z zaskoczeniem zauważyłam kilku mężczyzn, którzy poszli pod ogrodzenie z żywopłotu załatwić swoją potrzebę fizjologiczną. Żeby skorzystać z krzaków musieli przejść koło toalety. Łał! Nie rozumiem tego fenomenu umiłowania natury.

Ale to pozwoliło mi zrozumieć fakt, że przed każdym postojem pani pilot informując o czasie postoju, przypominała by zabrać ze sobą śmieci i wrzucić do koszy na postoju. A po każdym przystanku, przypominała zasady podróżowania i np. to, że picie alkoholu jest zabronine. Co prawda niektórym to zdało się na nic, bo im dłużej jechali, tym byli „weselsi”, swobodniejsi, głośniejsi i mówiąc potocznie, mieli tzw. „chuch”.

 

Ale najgorsza część podróży miała miejsce w Polsce. Dotarliśmy do Świecka przed czasem nawet. Tam okazało się oprócz tego, że popsuła się pogoda, to jeszcze nie było naszego drugiego autokaru o czasie. Czas oczekiwania nie był sennym okresem. Ale było zimno, padał deszcz, wiał wiatr. A w Polaków wracających z obcych krajów, bo nie tylko ze Skandynawii, coś wstąpiło. Dorośli, pewnie trochę zmęczeni podróżą ludzie, niektórzy zdecydowanie podpici, pokrzykiwali, przeklinali, jakby właśnie otworzyli puszkę z przekleństwami przekaraczając granicę Polski, przepychali się. Przystanek roił się od palaczy, którzy mają w nosie niepaląch, dzieci, niech wąchają. Ważne, żeby palący nie mókł. a czas oczekiwania trzeba sobie jakoś zapełnić. Najlepiej wypalić jednego papierosa, wyrzucić niedogaszonego peta i zapalić drugiego. Niech się martwi ten, kto się dusi biernie wdychając dym. Polacy oczadzieli, chyba od polskiego powietrza.

W Polsce odniosłam wrażenie, że pasażer nie jest kimś ważnym, by o niego dbać. Nieważne, że ma za sobą kilkanaście godzin jazdy, że jest brzydka pogoda, że opóźnienie jest już ponad godzinne, że w końcu za bilet płaci się kilkaset złotych… To smutne. Uważam, że przewoźnik (tu: Sindbad) zapomniał, że mimo iż zmienił autokary (tu: KL Team), czy podnajął go, to nadal ponosi odpowiedzialność za podróż pasażerów, którzy jemu zapłacili za kurs.

Oczywiście wszystko dobre, co się dobrze kończy. Dotarliśmy do domu, przecież inaczej nie byłoby tego posta. Ale tego rodzaju podróż średnio polecam. myślę, że gdybyśmy w Słubicach nie zmieniali autokaru, to moje wrażenia byłyby dużo lepsze.

Doświadczenia i zdjęcia – moje.