Tak się złożyło w tym roku, że natłok służbowych obowiązków, wyjazdów, planów, zmiany planów, gorąco i gwałtowne burze, w domu i poza domem… Ot i miesiąc minął. A ja ani jednego posta nie opublikowałam. Ale zaczęłam za to kilka.

Niebo w mieście.

Podróżowałam głównie służbowo, a to oznacza, że niewiele było możliwości, by zwiedzać, czy – tak jak lubię – powoli, delektować się urodą świata otaczającego. Trzeba było wobec tego „kraść” te małe, krótkie chwile…

Aż miło popatrzeć i powspominać. A podróże kształcą i można poobserwować środowisko, ludzi.., podumać, a nawet przemyśleć co nieco…

Nie wszystkie przemyślenia bywają przyjemne, pozytywne. Nie zawsze widzimy szklankę do połowy pustą. W mniejszej połowie pustą, czy w większej?

Czy Wasze nauczycielki matematyki też zwalczały to powiedzonko dowodząc, że połowy są zawsze równe?

Taka anegdota: pewien mężczyzna, wykształcony, na stanowisku, stale narzekający na wszystko wyjeżdża na urlop zagraniczny do egzotycznego kraju, z grupą znajomych. Jedzą w restauracji. Wszyscy czują się dobrze, narzekacz zaraz po posiłku ma dyskomfort gastryczny. Zapewne coś mu zaszkodziło w restauracji: „przecież oni w tych restauracjach karmią nas samym syfem”. Pierwsze dni urlopu spędza w łóżku i toalecie, z biegunką i temperaturą. Ok, bywa. Po kilku dniach jeszcze osłabiony, ale wychodzi na plażę, ma ochotę popływać, poopalać się, ale… nadeptuje na jeżowca. I znowu jakiś czas spędza w pokoju hotelowym, bo ból, stan zapalny: „och, te cholerne, wszechobecne jeżowce!” (choć tylko on wdepnął). Ale wszystko, co złe kiedyś się kończy, więc turnus również dobiega końca. Nasz bohater, jako jedyny rozważny turysta, zamknął swoje pieniądze i dokumenty w sejfie pokojowym, bo: „te ciapate to brudasy i złodzieje”. W dniu wyjazdu, wszyscy gotowi, poza naszym rozważnym, nieromantycznym, bo … zaciął się sejf. Z opóźnieniem, ale bezpiecznie wszyscy wrócili do domu.

W następnym roku, nasz bohater wybrał trzytygodniowy urlop w miesiącu – pewniaku, czyli w lipcu. Ale żeby uniknąć perypetii związanych z wyjazdami zagranicznymi, postanowił wybrać się na polskie Mazury, pod namiot. Taki męski urlop, w zgodzie z naturą. Teren sprawdzony. Ludzie mówią w zrozumiałym języku, jeśli trafi się oszust, to przynajmniej rodzimy. Od dnia wyjazdu Bohatera pod namiot, lało cięgiem przez 2 tyg. Zatem skrócił urlop o tydzień. A od poniedziałku, w którym zjawił się nagle w pracy, rozbłysło na resztę wakacji gorące słońce.

Dla naszego bohatera szklanka zawsze była (nie wiem czy nadal jest) do połowy pusta. A w jego pracy zrodziło się powiedzonko: bierz urlop kiedy chcesz, byle nie wtedy, kiedy „narzekacz”.

Mogę tu przytoczyć pewien dowcip: jest sytuacja bardzo trudna i optymista mówi: ok., jest źle, ale gorzej być nie może, więc… Na co odzywa się pesymista i mówi: oj, może, może

Ale szklanka bywa też do połowy pełna.

Czy Wam optymizm pomaga w życiu? Optymiści podobno żyją dłużej. Warto może poszukać w sobie, albo w otoczeniu optymizmu, nawet jeśli wydaje się, że stawia to nasze życie, nasze położenie na głowie.

Taka anegdota: Kiedy studiowałam – w systemie zaocznym – przed egzaminem z psychologii społecznej, przed drzwiami do sali kłębił się tłum kilkuset osób z naszego roku, ponieważ Pan Profesor w wieku wskazującym na uczestnictwo w Uniwersytecie Trzeciego Wieku postanowił, że przepyta te wszystkie osoby w jeden ośmiogodzinny dzień pracy. Mimo iż za luźna proteza zębowa zdecydowanie zaburzała mu płynną komunikację z pędzącym – zapewne w jego odbiorze – światem (przynajmniej takie wrażenie Pan Profesor sprawiał na nas, studentach zestresowanych przed egzaminem).

W pewnym momencie do naszej masy studenckiej stłoczonej tuż przed drzwiami, znikąd dołączył „wizytator”. Wizytator, to był nasz „kolega”, który choć bardzo sympatyczny, to bardzo rzadko widywany na uczelni – stąd ksywka.

Najbliższą dziewczynę przy drzwiach Wizytator wita puszczonym oczkiem i pyta:

Z czego ten dzisiejszy egzamin?

– Z psychologii społecznej – szczebiocze zawadiacko zapytana dziewczyna.

Acha. A kto to wykłada? Chłop czy kobita? – pyta Wizytator.

Chłop – szczebiocze zapytana. – a co?

Nie no niic. A powiedz mi Mała, o czym to jest, ta psychologia społeczna? Jakieś 3 zagadnienia mi opowiedz, różne.  Żebym wiedział mniej, więcej o co kaman? 

I tu koleżanka w skrócie omawia mu trzy wybrane przez siebie tematy. Otwierają się drzwi, wychodzą szczęśliwcy-nieszczęśliwcy. Wchodzą kolejne 3 osoby, w tym szczebiocząca koleżanka i  „przedsiębiorczy” Wizytator (Profesor prosił po 3 osoby).

Po ich wyjściu okazało się, że Wizytator miał zadane pytania o TE 3 zagadnienia, które przedstawiła mu szczebiocząca koleżanka. Dostał 3+. To była w jego grupie trzech osób najlepsza ocena. Bo reszta wyszła z opadniętymi szczękami, czym zarazili i nas czekających za drzwiami.

Ewidentnie „szklanka Wizytatora była do połowy pełna”. I … przepraszam wszystkich matematyków – jego połowa musiała być większa. Choć globalnie…

Świątynia Wang

swojskie klimaty miłkowskie.

Perspektywa czyni różnicę?

Nie zawsze. Zatem: NIECH WASZA SZKLANKA BĘDZIE ZAWSZE DO POŁOWY PEŁNA. To zdecydowanie pomaga w życiu.

Zdjęcia – moje.