Całkie niedawno był dzień matki. Jeszcze bardziej niedawno był dzień dziecka. Internety pękały w szwach od słodkich zdjęć matek z dziećmi i dzieci z z matkami. Wszystkie kochające, słodziaśpe, przytulaśne, najserdeczniejsze i w ogóle…

Ewka nerwowo znowu chochluje drzwi od lodówki, na których pożółkłe nieco ale nadal wisi jej zdjęcie z 5-letnią jej córunią, która ciasno dziecięcymi rączuchnami opłata jej szyję. Całe obie są na tym zdjęciu – miłością… Ech… W zasadzie to chochluje te drzwi już paznokciem, bo jednorazowa ściereczka przetarła się od bezmyślnego tarcia w jednym miejscu…

  • Dobra tam… – pomyślała Ewka zauważywszy dziurę w nawilżonej ściereczce, która nie zostawia smug, ale nawilża, pielęgnuje, konserwuje, nadaje połysk i zostawia owocowy zapach, lepszy niż sam owoc. – gówniane ścierki! Jezzzuuu, co jeszcze mogę zrobić, by zabić stres, zamiast jej? Kurdę, co ja mówię, przecież to moja córka. Jestem po to by ją wspierać, wspierać i jeszcze raz wspierać, a potem jeszcze ratować z opresji, kochać, a nie zabijać, choć to ostatnie najchętniej…

Szybko poszła do łazienki. Wyjęła pranie, które jej księżniczka raczyła wczorajszej nocy wstawić i zapomnieć. Na szczęście wstawiła też suszenie.

  • Dopóki śpi, to wyjmę je, wyprasuję i poskładam – dywaguje w myślach ze sobą, a raczej usprawiedliwia się przed … sobą samą(?) przy okazji prasowania swojego prania leżącego od 2 dni na rowerze stacjonarnym. – Ona wygląda tak niewinnie. Dziecinnie wręcz jak śpi – rozczula się Ewka na widok swojej jedynej córki, rozrzuconej niedbale w łóżku. – Kto by pomyślał, że 20-okilkuletnia kobieta, będzie buntować się przeciwko nie wiadomo czemu przez tak długie lata?

Córka Ewy choruje na chorobę przewlekłą na bazie autoimmunologicznej. Nie akceptuje choroby. No cóż, ma prawo. Ale „na złość matce” postanowiła „pieprzyć to życie w takiej formie”. Nie będzie w każdej dziedzinie zachowywać reżimu, prowadzić się jak pensjonarka i żyć jak zakonnica – bo tego jej nie wolno, tamtego nie powinna… Dlatego chce się wyszumieć, coś przeżyć. Na chorowanie przyjdzie czas. A jak nie przyjdzie, to „i tak dobrze”, bo ona „pieprzy takie życie”. Jak słuchać i nie pieprznąć w łeb?

Ewka za to wychwytuje każdy niepokojący symptom w jej zachowaniu, głosie, tzw. aurze, nawet wiadomości sms… Zresztą córka nie oszczędza jej. Potrafi napisać będąc w pracy: „czuję się nie najlepiej dzisiaj”. I zostawić z tym matkę na jakiś czas, no bo przecież jest w pracy, nie ma czasu stale pisać. Każdy atak córki przypłaca ogromnym stresem, wyrzutem kortyzolu, który gdyby barwił wodę, to mógłby zastąpić atrament.

Ewka nawet nie chce myśleć co powiedziałaby jej matka na to. Zresztą te frazesy są wryte w jej głowę, bardziej niż marszczenie kory mózgowej. Nie musiałaby nic mówić, ona i tak to słyszy: a nie mówiłam? rozpuściłaś ją jak dziadowski bicz! Jakbyś nie miała wzoru z domu na wychowanie! Tak to się właśnie kończy. Ale ty wiedziałaś lepiej, bo dziecko to też człowiek, nie można mu zabraniać wszystkiego. Nic by się jej nie stało, gdyby czasem się ugięła, gdyby zrobiła coś dla dobra innych. To nie, tylko ona i ona!

Tak, matka nie zostawiłaby na niej suchej nitki. Zresztą pewnie cokolwiek by nie zrobiła, to byłoby i tak nie … za bardzo… Bo jak chciała dbać o małżeństwo i przygotowywała kolacje przy świecach, to matka z grymasem na twarzy skwitowała: „po co to dziwaczyć? I tak co ma być to będzie. Nie lepiej usiąść i zjeść jak ludzie?” Kiedy chcieli wyjechać z mężem na jakiś krótki urlop, prychnęła: „lepiej byście sobie te pieniądze odłożyli na czarną godzinę, a nie tak – jak jest to szelest, a jak ni ma to się wytrzyma.

  • Ech – westchnęła w myślach Ewka prasując i składając w równą, wypracowaną kostkę ciuchy córki. – przeciwko czemu ona się tak buntuje? Czemu jej życie jest takie … do nikąd? dosłownie – tu i teraz? Podobno teraz młodzi tak żyją, bo jutra może nie być. Może… Ale jak będzie? – uśmiecha się do siebie – jak będzie, to się zadzwoni do matki. Ona coś wymyśli.

Gdzie popełniła błąd? Czy tym błędem było to, że zaparła się, by nie być taką matką jak jej matka? Chciała być najlepszą – najpierw córką, co i tak na nic się nie zdało – później żoną – nie wyszło, wreszcie matką. I tu chyba coś po drodze też nie pykło, skoro dorosła córka zachowuje się jakby właśnie rozpoczęła gimnazjum. Pytanie czy można to uznać za pokoleniowe różnice? To chyba niemożliwe żeby były aż takie. No ale co, miała jak jej matka, straszyć córkę przed życiem? Sączyć lęk do ucha, komentując: „jesteś/będziesz sama z dzieckiem i chcesz brać sobie na barki kredyt mieszkaniowy na dłużej niż żyjesz dotąd?” Albo przed kupnem auta: „boże drogi, dziewczyno, ty i auto? Czy ty podołasz? Czy umiesz wystarczająco dobrze jeździć? Po co ci takie szybki auto, nie możesz czegoś wolniejszego sobie kupić? Takie mocne auto, to dla ciebie niebezpieczne.” A przecież to był tylko Peugeot 206 i to nie nowy. No ale wg matki, powinnam od malucha zacząć najlepiej. Bo to takie „akurat autko dla kobiety i zawsze wszyscy umieli sobie je sami naprawiać”.

Jednego Ewka jest pewna, nigdy nie chciała i nie starała się projektować swoich lęków i ograniczeń na swoje dziecko. Ale i tak coś nie poszło. Choć z jednej strony córka Ewy potrafi cieszyć się życiem, wręcz czerpać zeń garściami. Mieszkała z chłopakiem – choć jej babcia prychała z oburzenia A przy każdej okazji nie mieszkała zapytać o „ślub przed Bogiem”, że o „wianku” (czytaj: dziewictwie) nie wspomnę… Próbowała różności, o istnieniu których matka nawet pewnie nie miała pojęcia, a babcia nawet w największych koszmarach nie śniła, bo by obie odżegnała od czci i wiary.

Ewka wie, że jej matka, na swój sposób ją kocha i wnuczkę też. Ale w imię swoich zasad byłaby w stanie chyba się od nich odwrócić, gdyby tylko musiała wybierać między swoją wynaturzenie nieposzlakowaną opinią. Czy to jest miłość? I co jej, czterdziestosześcioletniej Ewce daje taka miłość matki – frustrację? poczucie bycia nie na miejscu, nie wystarczającą? W dupie z tym! Życie jest jedno i na dodatek każdy ma swoje.

Ewka wie, że wyprasowanie i poskładanie za dorosłą córkę jej ciuchów, przykrywanie z troską młodego ciała po weekendowej balandze, ani nawet solidny o-pe-er nic nie wniosą do życia dorosłej kobiety. Ona i tak zrobi co będzie chciała. Nie będzie się oglądała ani na matkę, ani na babkę (która wróży jej będącej w kwiecie wieku – staropanieństwo). Zresztą czym jest dzisiaj staropanieństwo? I kto się tym przejmuje? Chyba tylko babcie i niektóre matki singielek.

Czy musi tak być, że matka dziecku, a szczególnie córce napycha do głowy strachów, czy innych ograniczeń? Że emanuje ograniczającą wszechwiedzą na temat tego co córka czuje, co powinna i że zawsze powinna trzymać stronę matki, a najlepiej jakby spełniła matki niespełnione marzenia. Ale najchętniej (w głębi człowieczej-matczynej duszy) jednocześnie, aby te marzenia pozostały niespełnionymi. Bo uczucie zazdrości w relacji matka-córka ma znaczenie. I im bardziej matka zasadnicza, tym ono może stać się większym motorem napędowym – choćby w kwestii młodości córki, beztroskiej odwagi, która przynależy młodym ludziom… A wszystko w imię dziwnie pojętej miłości? Tak jakby matki nie chciały, by ich córki miały lepiej niż one, by szły naprzód, by zdobywały świat. Ona tak nie robiła, a przynajmniej starała się i co?

Dziś jest ostatnią deską… do prasowania – uśmiechnęła się do siebie z przekąsem. A tymczasem minęła godzina spędzona w objęciach ciepłej żelazowej pary.

Czy jest jakaś dobra metoda na wychowanie dziecka? Czy jest jakaś dobra metoda na bycie matką? Matczyna księżniczka zamruczała sennie podczas obracania się na drugi bok.