Sierpień już zawsze będzie dla mnie szczególny, bo w tym roku, całkiem nieoczekiwanie w sobotę okazało się, że mogłam przyprowadzić mojego „złotego medalistę” do domu.

Zacytuję Ryśka Riedla: „Harley mój to jest to, kocham go…”

Ale może od początku – jak to się stało, że trafiłam na ten motocykl? Otóż, jakiś czas temu zaczęłam przeszukiwać przeglądarkę internetową, by udowodnić Michałowi, że nie ma innego motocykla, który by mi się podobał poza tym którego miałam. I tak strona po stronie, marka po marce… i kurczę, aż krzyknęłam: zobacz jaki czaderski!

I tak oto, od wielokrotnego oglądania, zapisywania zdjęć i znowu oglądania, czytania o nim i oglądania, do pojechania do salonu, tylko żeby sprawdzić naocznie jak bardzo zdjęcia przekłamują … i wpadłam jak śliwka w kompot.

Oryginalność i wyjątkowość tego motocykla podkreśla nie tylko jego malowanie jako takie, ale też wzorzec wg którego został on przerobiony i ubarwiony. A został przerobiony na Bobbera i pomalowany dokładnie wg barw samolotu, który brał udział w inwazji w Normandii: s P – 47 Thunderbolt. Konkretnego samolotu, który był pilotowany przez por. Glena Eaglestona. Malowały go młode artystki spod Łęczycy, a pomysłodawcami całego projektu byli: Sebastian (którego poznałam) i Bartłomiej. Sebastian – skromny człowiek, mówiący same konkrety i chyba wielkiego kalibru twórca w swojej dziedzinie, bo tylko tacy ludzie robią rzeczy wyjątkowe i potrafią tak o swoim dziele mówić, że to ono samo, a nie jego twórca jest głównym bohaterem. I Sebastian zapytany przeze mnie dlaczego akurat malunek na wzór P-47?, odpowiada po prostu: „bo moją pasją są też samoloty”. Nie pamiętam już czy dodał, że z tamtego okresu czy nie, bo emocje przesłoniły masę informacji, które wtedy były mi przekazywane. Dla interesujących się głębiej takim tematem, więcej informacji znajdzie się w linku.

Sportster XL 1200 Forty-Eight custom.

Motocykl w takim malowaniu i przeróbce zajął pierwsze miejsce na konkursie w regionie Europy Środkowo – Wschodniej pt.: „Bitwa Królów”, organizowanym przez Harley-Davidson.

Czy wiecie jakie to jest uczucie mieć motocykl (w pewnym sensie) jedyny na świecie?

B E Z C E N N E.

Inną rzeczą, jakiej dotąd nigdy nie przeżyłam przy odbiorze czegokolwiek, był odbiór motocykla z Salonu Harley-Davidson Łódź. Zostałam bowiem tam przyjęta, obdarowana i wyprawiona jak… VIP, lepiej – jak ktoś bliski. I nie mam na myśli kawy którą mój mąż dostał, bo ja z emocji nie chciałam już więcej kofeiny. Mój pobudzacz stał na środku Salonu. Dostałam też plecak obfitości z logo H-D, koszulki – nawet dedykowaną specjalnie dla mnie, z moim zdjęciem i stylowym napisem, szampana, kilka oryginalnych części do motocykla, które zostały zamienione w czasie customizacji na bardziej stylowe, lub po prostu zdjęte, itd.

Custom Queen – czaderski pomysł, radość niesamowita.

Dostałam też instrukcję pewnych szczegółów użytkowania, bo przecież przesiadłam się z japońskiego 26-latka na nowy motocykl. To jest różnica. Jeszcze raz dziękuję CAŁEMU ZESPOŁOWI Harley-Davidson Łódź.

Konkurencja” do motocykla czuwała i zapuszczała „żurawia” z każdej możliwej płaszczyzny 😉
A wszystko to może być sprężyną Łukasza.

Nowy motocykl ma bezkluczykowy system zapalania, nie potrzeba „bawić się” ze ssaniem na początku, bo jest na wtryskach. Inaczej też tu są rozmieszczone i działające kierunkowskazy. Jest większy, dłuższy od mojego poprzedniego motocykla. Wibracje na niższych obrotach są mocno odczuwalne, co jest normalne dla motocykli Harley-Davidson, czyli jednostek chłodzonych powietrzem. Wtedy brzmią jakby się „dławiły”, jakby silnik pracował nie równo.

Jak na nowy motocykl przystało ma komputer pokładowy, kary pokazuje kilka ważnych informacji, jest wyposażony w alarm. Ma ABS, dzięki czemu bardzo trudno będzie zablokować koła, ma filtr powietrza akcesoryjny, który i ma znaczenie wizualne, ale i zasysa więcej powietrza, przez co podawana jest bogatsza mieszanka paliwa, a to przekłada się na większą moc… I tak można wyliczać. Ja chyba więcej na razie nie pamiętam. Ale każdego wieczoru – nawet w taki deszczowy dzień jak wczoraj – pamiętam radość i ekscytację jaką czuję na myśl o jeździe nim.

A jazda jest niesamowicie przyjemna. Prowadzi się jak po sznurku, lekko i z gracją, mimo swojego ciężaru. On się składa w zakrętach, a potem z nich wychodzi intuicyjnie, jak tancerka flamenco.

Zapewne zajmie mi trochę czasu zgranie się z nim w jedno, ale jak na początek i tak jest czarująco.

Nie jestem pilotem, ale spokojnie mogę mówić, że latam Thunderboltem P47. 😉

A teraz po kobiecemu – moja motomoda nie będzie teraz głównie w czarnym kolorze. Ba! Myślę, że całkiem nie czarna będzie, począwszy od kurtki, którą kupiłam specjalnie do tegoż motocykla. A i uszytek od MUUkreacji znalazł tu swoje godne miejsce 🙂 A jeszcze dojdzie kilka fajnych rzeczy …

Motocykl XL Sportster 1200 Forty-Eight – Harley-Davidson.

Strój motocyklowy : kurtkaInsportline; spodnie – TK max; pod kurtką: leaf – MUUkreacje; kask – Shark; rękawice – Wolf; buty – Harley-Davidson.

Zdjęcia – by M.