No wreszcie się udało i dziś rozpoczęłam mój sezon, a Morsa przyprowadziłam od mechanika. Wreszcie jeździ jak powinien, pracuje tak, że to poezja dla uszu i miód dla spragnionego serca. Ale o tym w innym poście.
Na początek, po sobotnim webinarze postanowiłam napisać co nieco o kobiecym ubiorze, kiedy jest się chopperzystką, czyli jeździ się na chopperze.
Czasem moje koleżanki pytały: „a co to jest chopper?” Otóż zawsze mówię wtedy, że chopper to taki motocykl, na którym jeżdżą harley’owcy. I nie wiedzieć czemu, wszyscy kojarzą.
Choppery zaczęły powstawać w latach 50-ych ubiegłego stulecia, w Stanach Zjednoczonych jako motocykle przerabiane, z których usuwano zbędny balast – zbędne części, by poprawić osiągi. W Polsce w tamtych czasach też powstawały takie przerobione motocykle, na bazie H-D (Harley – Davidsona) WLA – motocykli wojskowych. I tu nie chodziło o zwiększenie osiągów. Pewne przeróbki w tamtych czasach wynikały z tego, że w ówczesnym ustroju nie było dostępnych części, a Polacy są kreatywnym narodem w potrzebie. Ostatecznie na świecie motocykle typu chopper rozpowszechnił film „Easy rider”. Obecnie choppery są cięższymi motocyklami niż pozostała reszta. Służą do delektowania się jazdą, do wolniejszego poruszania się, co nie oznacza, że nie mają możliwości by jechać szybko. Są głośniejsze, mają inaczej skonstruowane silniki – często są to „V-ki”. Mimo, iż z założenia u podstawy seryjnego choppera są przeróbki jego „dziadka”, to użytkownicy lubią sami „udoskonalać” swoje maszyny. Sami, nie znaczy, że zaraz własnoręcznie, ale znaczy że według własnego gustu, pomysłu. Stąd często widoczne powiewające troczki przy manetkach/kierownicy, lub futrzane kity przy kaskach, czy w innych miejscach, to skórzane dodatki w postaci sakw, czy „krawatów” na baku, z ćwiekami lub bez, to duża ilość chromów, których można się przejrzeć itd. To tyle o tym, czym jest chopper.
A jak ubierają się motocyklistki jeżdżące na takich ciężkich maszynach? Różnie. Głównie są to stroje skórzane, czyli skórzane spodnie i skórzana kurtka – najchętniej ramoneska. Bardzo często bandamki – na szyi, na nadgarstkach, a nawet przy pasku od spodni, szlufce. Wiem, bo przecież jeżdżę chopperem.
Nie zawsze te kurtki i spodnie – jeśli nie są kupowane w sklepach z odzieżą motocyklową, są z potrzebnymi ochraniaczami kolan, bioder, lędźwi, czy całego kręgosłupa jak w kombinezonach dla ścigantów (czyli jeżdżących na motocyklach sportowych, potocznie zwanych ścigaczami), łokci. Moje spodnie skórzane, z których „wyrosłam”, bo przytyłam, miały ochraniacze na kolanach. Na upalny czas są też spodnie , bądź całe ubrania jeansowe. Ale w typowo motocyklowych jeansach, czyli tych z ochraniaczami, dobrze wyglądają tylko filigranowe kobiety o budowie sylwetki chłopięcej – bo te spodnie dodają im krągłe bioderka, troszkę zmienią kształt nóg przez wypchanie okolicy kolan, więc… Ja jeżdżę w zwykłych jeansach, które już nigdzie niczego mi nie dodają.
Bardzo popularne są wszelkie dodatki skórzane – kamizelki, paski np. z wszytym łańcuchem. Duża część kobiet nosi glany jako obuwie zapożyczone na motocykl, chociaż na chopperach jeździ się często w kowbojkach, niektórzy nawet przybijają metalowe blaszki pod obcasami. Nie, nie stepują, ale podczas jazdy przy odpowiedniej prędkości podobno można wykrzesać iskry trąc takimi obcasami o asfalt. Sama choć przybiłam sobie takie blaszki do kowbojek, nie doświadczyłam iskrzącej jazdy. Za to doświadczyłam oślizgiwania się butów na owym asfalcie. Wywaliłam blaszki.
Motocylowa subkultura dzieli się na tych co jeżdżą na ścigach, przcinakach, wiertarach – czyli motocyklach sportowych, którzy uwielbiają prędkość i tych, którzy jeżdżą chopperami, potocznie w Polsce zwanych harlejowcami, a przez ścigantów zawalidrogami, bo wolno jeżdżą (choć to mit). Te dwie subkultury podobno się nie lubią, choć ja jeżdżąc od 7 lat nie zauważyłam – poza jednym incydentem zajechania mi drogi przez idiotę na ścigu, na pustej jezdni. Ale faktem jest, że nie lubimy, by nas „wsadzać do jednego worka”. Bo to jest tak, jak mówi się np. w towarzystwie geograficznie nieokrzesanych np. amerykanów, że jest się z Polski, takiego kraju w Europie, a oni biorą nas za rodzaj Rosjan.
Myślę, że podziały tego rodzaju zaczynają być coraz bardziej sztucznymi. W pracy kiedy spotykam motocyklistów (bez względu na czym jeżdżą) czuje się od razu pewnego razu nić porozumienia, sympatię, lepsze porozumienie. W Łodzi od kilku lat, w kwietniu organizowane jest ogólne rozpoczęcie sezonu motocyklowego dla wszystkich motocyklistów. I w paradzie, która temu towarzyszy jadą ścigacze, obok chopperów i ramię w ramię z turystykami, bobberami, cafe racerami, czy czym tam kto jeździ. I nikt się z nikim nie bije, nie napada. Jest to bardzo fajna inicjatywa. A za tym kulturalnym zachowaniem, kilka lat temu przyszedł nowy przepis, uczący tolerancji i uwrażliwiający, mam nadzieję, kierowców samochodów, pozwalający motocyklisto jeździć bus pasami, obok autobusów i taksówek. Może to wyeliminuje niechęć i nieprzyjemne zachowania niektórych kierowców aut, którzy być może nie wiedzą, że motocykliście przepisy o ruchu drogowym pozwalają wyprzedzać pojazdy stojące w korku. A kiedy korek ruszy, to motocyklista zobowiązany jest płynnie włączyć się między najbliższe samochody do tegoż ruchu drogowego. To o czym piszę nie jest tożsame, ani nie usprawiedliwia nieuzasadnionej brawury i chamstwa na drodze w wykonaniu motocyklistów. Na szczęście chyba kobiety na motocyklach nie mają takich pomysłów, ani niestosownych zachowań. Nie mamy testosteronu, który nas pcha prosto pod koła innych. Raczej… Coraz więcej kobiet jeździ motocyklami, a w kasku czasem nie widać kto jest kim.
Bardzo fajną i bardzo miłą rzeczą też jest to, że motocykliści – bez względu jakiego rodzaju maszyną kto jedzie z naprzeciwka, zawsze pozdrawiają się, podnosząc lewą rękę do góry, czy po prostu odrywając ją od manetki – tzw. „lewa w górę”. Nie spotkałam się na drodze, by ktoś nie pozdrowił drugiego, bo jedzie innym rodzajem motocykla. Ale wrzucać do jednego worka, drogi „puszkarzu” (kierowco samochodu) nas nie należy ;-D
Oprócz wrzucania nas do jednego worka jako ścigantów i harleyowców, nie lubimy też jak mówi się na nas „dawcy narządów”, czy „dawcy nerek”. To takie marginalizowanie, trywializowanie naszej pasji. To tak samo jakby powiedzieć o wspinaczach wysokogórskich, że są marnotrawcami narządów, bo przecież oni jak zginą, to często ciało zostaje w górach. I nikt nie daje im do zrozumienia, że są … głupi. Często motocykliści są dawcami krwi i za to należy im podziękować, a nie kpić. A jeśli ktoś jeździ, bo to kocha, bo głośny dźwięk wydechu pieści jego uszy, bo uwielbia zapach benzyny i nawet spalin, bo nawet jak moknie jadąc, to i tak ma banana na twarzy, bo może szprychy swojego motocykla czyścić sznurówką, bo jak się wywali to najpierw sprawdza czy jego „laluni” nic się nie stało… Jeśli to jest taka osoba, to wiedzcie, że ona kocha również życie. I nie fisiuje, nie igra z nim, bo w domu najczęściej ktoś na nią czeka.
Zdjęcia – by M. i moje.
Babeczka z jajami ? z prawdziwą pasją!!!
Dziękuję. Dobrze, że przewiązałam koszulę w talii, to jaja nie wyszły na wierzch 😀