Jak słusznie w komentarzu pod ostatnim postem zauważył Czytelnik, trochę zapadłam się w życie w odosobnieniu, w życie przyziemne, ale na szczęście w tym czasie postawiłam na samorozwój.

Ale życie przyziemne też bywa … zaskakujące. Bo weźmy taki ZUS… Wiem, wiem, powiecie, że się uwzięłam. Ale ten urząd nieustająco mnie zaskakuje. Zupełnie jak zima drogowców, kiedy spadnie śnieg.

Ale do rzeczy: nie wiem czy wiecie jak to jest kiedy człowiek ma znaczny stopień inwalidztwa, ale jest w wieku produkcyjnym i nie urodził się taki? Otóż zwykle dostaje decyzję o przyznaniu renty z ZUS-u na czas określony. To zrozumiałe, bo niektóre choroby, czy zakresy niepełnosprawności mogą ulegać poprawie. Ale jeśli stan nie ulega poprawie, to i tak ta renta jest na czas określony. Ok. takie przepisy. Ale jak kończy się ten okres, to niepełnosprawny składa dokumenty. Obecnie jest to sytuacja utrudniona mocno, no bo pandemia, więc można pojechać do określonego oddziału ZUS, a tam wyznaczają termin, w którym należy przyjść z dokumentami. Dobra, dbają o to by nie było kolejek, by ludzie nie zakażali się wzajemnie. Ok., szacun na dzielni!

W końcu dokumenty zostają złożone. I od razu petent dowiaduje się, że ZUS, z racji ogromu swej instytucjonalności i nawału pracy, ma na rozpatrzenie tych dokumentów 3 m-ce. Jak to 3 m-ce, chciałoby się zakrzyknąć? A co ma taki człowiek w tym czasie zrobić? – czekać cierpliwie, taka procedura – odpowiedziała urzędniczka – zawsze można zadzwonić i się dowiedzieć. A jak przyznają rentę, to pan/pani otrzyma wyrównanie. No zaje!

No i skoro ZUZ ma 90 dni, to z nich korzysta. I przez ten czas człowiek nie ma żadnego dochodu (przy niepełnosprawności bez możliwości podjęcia pracy). ZUS-u nie interesuje, że nie ma za co kupić swoich comiesięcznych leków, których cena równa się 1/3 wartości renty, że nie wspomnę o jedzeniu, czy opłaceniu mieszkania. Co miałby zrobić człowiek, który jest samotny? Po 3 m-cach to chyba już nie ZUS-u byłby klientem i już nic by nie potrzebował. Ale żeby było ciekawiej, w momencie wygaśnięcia renty chorobowej, ucina się również ubezpieczenie. Fajnie, nie? Dlatego może i covid niektórym wydaje się nie straszny, bo życie bywa trudniejsze.

Może ktoś powie, że mamy XXI wiek, dobę cyfryzacji… No tak. Jak były rencista loguje się przez profil zaufany, to on line na jego koncie w ZUS nie widnieje nawet wniosek o rentę jako zarejestrowany. Dociekliwy rencista in spe zadzwonił na infolinię, ale okazało się, że to jest ogólne info w Warszawie i oni nie mają możliwości sprawdzenia, ani podejrzenia konkretnego „kowalskiego”, bo to tak nie działa. Ale uspokojono petenta, by się nie martwił, to ze jego wniosku nie widać on line, to normalne. Za około trzy miesiące od złożenia dokumentów, otrzyma informacje pocztą.

Ręce i nie tylko opadają. I po co to emanować technologią i nowoczesnością w domu i zagrodzie, jak i tak nic z tym nie można zrobić?

Ale zaiste intrygującym wydaje się fakt, iż inny urząd orzeka o tym, że człowiek jest niepełnosprawny, a inny o tym czy ma zdolność do pracy, czy nie. Do obu urzędów trzeba przygotować plik dokumentów dotyczących choroby/chorób, czy jakkolwiek złego stanu zdrowia. Do obu urzędów trzeba zgłosić się na komisję i przejść bardzo podobną „selekcję”, bo celowo nie nazywam tego badaniem. Z jednej strony rozumiem to, że orzecznik nie jest alfą i omegą ze wszystkich specjalności medycznych i nie jest w stanie przeprowadzić szeregu badań oceniających stan chorobowy orzekanego. Ale z drugiej strony, skoro powołuje się osobę, która ma wyciągnąć wnioski na podstawie przygotowanej przez specjalistów dokumentacji, to można się spodziewać, że takie badanie to będzie „top of the top”. Albo że chociaż ciśnienie tętnicze krwi zmierzy się chorującemu m.in. na nadciśnienie.

Ale tą dywagacją za daleko chyba nie zajdę. Do rzeczy zatem. Przedstawię dziś taką oto zasłyszaną sytuację:

Romek mieszka z Julką. Romek jest niepełnosprawny, bo ma amputowaną nogę i kilka chorób towarzyszących, które razem stanowią o jego niepełnosprawności. Kiedy po raz pierwszy stawał na poszczególne komisje, to w urzędzie orzekającym o niepełnosprawności orzeczono, że będzie niepełnosprawnym w stopniu znacznym do określonego czasu. W drugim urzędzie, czyli ZUS orzeczono, iż Romek będzie niezdolny do podjęcia żadnej pracy czasowo, ale w innym czasie (i nawet roku) niż w Urzędzie do Orzekania o Niepełnosprawności. Na starcie więc wyszło na to, że przez jeden rok, Romek może nie być niepełnosprawnym (nadal nie mając nogi, która przecież nie odrośnie), nie mając możliwości podjęcia pracy.

Ale zostawmy to, bowiem przyszedł moment, kiedy należało złożyć dokumenty do urzędu orzekającego o niepełnosprawności. Stosowny wniosek został wypełniony, również przez lekarza, dodatkowe dokumenty dotyczące leczenia w okresie międzyorzeczeniowym skserowane i pozostało je złożyć. 

Pierwsze podejście zrobiła mama Romka, ponieważ on sam nie mógł pojechać, bo ma nadal duży kłopot ze wzrokiem. Poza tym, po ponad roku używania, lej od protezy zrobił się za duży i Romek nie może swobodnie na dłuższe wyjścia się wybierać, bo kikut „chleboce” w protezie, a to zaburza stabilność chodu. Mama Romka nie przebrnęła przez sito, bo za pierwszym razem nie miała ze sobą oryginałów kserokopii dokumentów, a za drugim nie mogła tak długo czekać w kolejce, bo musiała wracać do pracy. Na szczęście to było przed pandemią.

Poszła zatem Julka, kiedy mogła. Przedłożyła przed panią urzędniczką teczkę z dokumentami. Pani sprawdzała, sprawdzała, sprawdzała, na szczęście potwierdziła za zgodność z oryginałami. Ale kiedy doszła w sprawdzaniu do podpisu finalnego wnioskodawcy, stwierdziła, że podpis jest nieczytelny. I zanim – być może – kazałaby wypełnić wniosek od początku i podpisać, Julka pośpieszyła z informacją, że wnioskodawca ma powikłania w postaci złego wzroku, że jest po operacji okulistycznej, a przed drugim zabiegiem kończącym leczenie. I dlatego, że nie widzi dobrze, podpisuje się „na pamięć”, to w jego wykonaniu podpis czytelny, może wydawać się nieczytelnym. 

Urzędniczka na to, że skoro sytuacja jest taka, to wnioskodawca musi pod spodem, pod tym podpisem, zrobić odcisk kciuka.

– Jak to kciuka? – ze zdziwieniem zapytała Julka, która szybko kombinowała w głowie: co to ma być – XVI wiek, czy XXI? i jak ta kobieta to stwierdzi czyj to kciuk? Czytnik linii papilarnych ma gdzieś w oczach, czy co?

Urzędniczka wyjaśniła spokojnie, że normalnie, ma umoczyć kciuk w tuszu i przyłożyć na dokument. A na pytanie czy to będzie wystarczająco czytelne, odrzekła, że tak, bo pod tym odciskiem musi podpisać się lekarz lub pielęgniarka – w obecności której z tych osób Romek ma złożyć odcisk kciuka. Doprecyzowując Julka zapytała jakiej specjalności to ma być lekarz lub pielęgniarka i tu też okazało się „łatwo”, że to nie ma znaczenia, bo pieczątka lekarza lub pielęgniarki jest wystarczającym dowodem.

No i pani jeszcze zwróciła uwagę, że w dowodzie osobistym nie ma miejsca zamieszkanie, bo nowy, to trzeba wypełnić oświadczenie odnośnie miejsca zamieszkanie. Wnioskujący musi napisać, gdzie mieszka i jeśli wynajmuje lokal to dołączyć umowę najmu i jakieś zaświadczenie o zarobkach, no bo z czegoś się utrzymuje chyba, prawda? – pytanie urzędniczki zabrzmiało jak oskarżenie. Julka spokojnie, choć z niedowierzaniem w głosie tłumaczy Romka, że dowód nie jest nowy, bo ma już ponad 2 lata, że nie wynajmuje mieszkania, tylko mieszka u kogoś i że nie pracuje, bo ma orzeczenie z ZUS-u, że nie może podjąć pracy, a poza tym jest mocno niedowidzący i ma przyznaną rentę. W tej sytuacji urzędniczka kazała, by osoba udostępniająca mieszkanie, czy jego część: „napisała oświadczenie, na druku Oświadczenie”. A pod tym wszystkim na tym oświadczeniu ma się podpisać Romek, przyłożyć swój kciuk, który swoim podpisem i pieczątką poświadczy lekarz lub pielęgniarka.

No i na koniec, pani urzędniczka wyjęła jeszcze jeden dokument: Upoważnienie, w którym wnioskujący ma pisemnie upoważnić osobę do złożenia dokumentów na komisję, pod którym ma się podpisać, przyłożyć odcisk kciuka i ma podpisać to lekarz lub pielęgniarka, poświadczając za zgodność odcisku.

Oczywiście Romek i Julka dokonali tych wszystkich czynności – podpisy, odciski, podpisy… Ale niesmak i niechęć pozostały, tak jak pytanie: a co ma zrobić człowiek, który jest samotny i niepełnosprawny?