Ostatnie tygodnie przed stanem zagrożenia epidemiologicznego, pracowałam za dużo, a wolne weekendy (czyli niedziele) spędzałam nie wychodząc z domu i wyglądając jak zombie. A potem nie wiedzieć kiedy robił się poniedziałek.
Wczoraj w nocy wreszcie skończyłam ostatnie, z opóźnieniem, arcytrudne dla mojego styranego, wypalonego mózgu zadanie. Ufff… i kamor z serca potoczył nie w dal.
Zatem dzisiaj… przez chwilę nie wiedziałam od czego zacząć, żeby mój dzień nicnierobienia trwał wiecznie. Bo przecież nie ma sensu zaczynać porządkowania chaosu, który mnie otacza zewsząd – w głowie, w domu, w szwach, szafkach, zakamarkach, w papierach…
I postawiłam na siebie, na bycie z rodziną, która jest teraz w komplecie i stale, i ja dziś też mogłam być z nimi.
Postawiłam na siebie, to znaczy nie robiłam nic co by męczyło mój mózg, czy inne części ciała, oprócz próby samorozwoju (czyli czytania, słuchania, przemyśliwania… i myszkowania po MUUkreacjach), małych porządków w zakamarkach, których moi mężczyźni i tak nie zauważą. Fajny to moment.
Pewnie część osób to czytających (że fajny to czas) się teraz złapało za głowę. Nie chodzi mi o to, że raduje mnie to co się teraz dzieje przy okazji koronawirusa (krv.). Po prostu jestem mega przemęczona i cieszyłam się czasem z rodziną, bo jak każdy dziś, nie wiem jakie będzie jutro.
A ja lubię spędzać czas z moimi bliskimi. Lubię nasze przekomarzanki. Wkurzają mnie oni jak nie wiem co czasami, więc iskrzy między nami, ale i tak jest miło i zabawnie.
Ze względu na to, iż nie należy wychodzić (i nie zamierzam, biorąc pod uwagę te spore grupy spacerowiczów), trzeba coś wymyślić, by nie zwariować i nie utyć wściekle od siedzenia i jedzenia tych zapasów, które niektórzy podobno narobili. Ciekawam co robicie Wy? Jaka jest aktywność ludzi w domu? Bo czasem kiedy docierają do nas różne dziwne wiadomości o „wyczynach” niektórych ludzi, to zastanawiam się co nimi kieruje. Bo mną w myśleniu o nich w tej sytuacji, kieruje złość.
Czy tylko przymus pozostania w domu wywołuje przemożną chęć wyjścia na zewnątrz? A może to nuda? Może nieświadomość, nie zrozumienie powagi sytuacji pozwala ludziom na źle pojęty egoizm? Czy ludziom nadal wydaje się, że są nieśmiertelni? Że chorują ci jacyś chorzy w tv, a mnie i to nie nic nie grozi..? No bo czym wytłumaczyć, te liczne przypadki złamania kwarantanny, to zatajanie, że miało się kontakt z osobą która wróciła z zagranicy, lub że się kilka dni temu samemu wróciło?
Jako ludzie, mamy tak dużo do zweryfikowania w swoim postępowaniu, że wszystkim nam potrzeba czasu na przemyślenia.
Tymczasem, życząc dobrych snów, spokojnych myśli i rozsądku w działaniu, przestrzegam przed wpadaniem w panikę, bo ta wyłącza myślenie.
Zdjęcia – by M.
Moim pierwszym efektem siedzenia w domu było zrobienie porządków najpierw w jeden weekend w komodach, drugi w szafie. Nie miałam siły bądź co bądź zrobić tego w jeden, bo to układanie jednak daje popalić. Do tego celu nawet zakupiłam worki próżniowe i jestem dumna z tego, jak nagle dużo miejsca zyskałam. Czy reszta wolnego czasu u mnie wyglądała inaczej, niż w poprzedniej można rzec codzienności? Nie. Każde popołudnie wyglądało tak samo, pomijając zyskany czas na powrót z pracy do domu, choć nie ukrywam, że brakuje mi wyjścia do pracy i zmiany otoczenia, bo jestem zdania, że dom to miejsce rodziny, bezpieczna przystań, która powinna być wolna od pracy – oczywiście, to zależy zapewne jaką prace się wykonuje, moja akurat powinna być odizolowana. Ciężko było mi przestawić się na tryb HomeOffice. Niemniej dopiero po dwóch tygodniach ograniczeń i spędzania całe dnie w domu, zaczęłam funkcjonować inaczej. Telewizja to u mnie przeżytek, zostawiamy sobie tylko netflixa lub inne źródło seriali, pozbawione wiadomości i ciągłych newsow, te czytam średnio raz na dwa dni i nie doszukując się specjalnie. I to dało mi dużo spokoju bo na początku wpadłam w panikę i strach, głównie z powodu rozmyślań czy stracę prace. Jeśli chodzi o wyjścia na dwór to nawet bez zamkniętych parków ograniczałam swoje wyjścia do minimum, ale przez ten czas zamknięć do dziś, był trudny. Człowiek bardzo potrzebował po prostu wyjść z domu. Odetchnąć. Śmialiśmy się, ze idziemy na spacer „na balkon”. I faktycznie jakiś substytut to był, ale dziś, kiedy mogłam po pracy wyjść i pobiegać, choć w masce i uważając na wszystko, byłam szczęśliwa, ze mogę cieszyć się tą zielenią i pięknym rozkwitem wiosny, który niezły kawałek przegapiłam w czterech ścianach. Teraz, czas na relaks i dobrą książkę, z pięknym słońcem za oknem i zapachem świeżości.
Rozumiem Cię doskonale, że cieszysz się bieganiem lub taką możliwością chociażby. Dopiero taka trudna sytuacja, konieczność izolacji spowodowała, że część z nas poczuło jaką wartością jest wolność. Wolność czyli w tej sytuacji możliwość wyjścia lub zostania w domu. To trudny czas, obyśmy wyciągnęli właściwe wnioski.