W sierpniu przy okazji jakichś tam czynności w jednym z banków, zaproponowano mi otwarcie konta firmowego. Zapytano mnie przy tym, czy jestem zadowolona z dotychczasowego konta firmowego i poszło. No bo nie jestem do końca zadowolona – miałam konto w banku, powiedzmy „A”, który został przejęty przez bank „B”. Bank „B” przejął jeszcze kilka innych i na początku miałam  kłopoty, by się zalogować do właściwej z przejętych cześci. Ale w końcu ogarnęłam. Jest jak jest, niedoskonale delikatnie mówiąc, ale też z tym kontem ślubu nie brałam, mam tam do wykonania konkretne czynności i tyle. No, ale jak powiedziano mi, że może być lepiej, ba! I można jeszcze zarabiać na nim pieniądze, płacąc np. za paliwo kartą… No to czemu nie spróbować?

Otóż, któregoś wieczoru zaparłam się, by się w końcu zalogować, ale mi nie szło i nie szło, i nie szło… W końcu przeczytałam te wszystkie papiery, które na ten temat miałam i nic. Bo wyszło na to, że powinnam otrzymać sms z kodem, którego nie otrzymywałam. No to dawaj dzwonić na infolinię (czynna bardzo długo, jeśli nie całą dobę). Trafiłam na rzeczową dziewczynę, z którą po około 10 min., wielu jej sprawdzaniach mnie w systemie ichnim, doszła do wniosku, że nie mogę się zalogować, bo nie mają podanego mojego numeru telefonu w systemie. Próbowałam pani powiedzieć, że to niemożliwe, bo nawet jeśli nie podawałam z powodu założonego konta, to przy okazji innych ich produktów na pewno. No ale nie ma i już. Pani nie mogła też zapisać, gdybym jej (bardzo chętnie zresztą) podała przez telefon. Trzeba iść do oddziału banku.

Dobra, pomyślałam – nie ma sensu walczyć z rzeczami, na które nie mamy wpływu. Powzięłam decyzję, że pójdę tam będąc na urlopie i nie będę się bawić w podawanki nru tel., tylko zrezygnuję z tego konta.

Ale jeszcze w trakcie wyjazdu urlopowego dostałam dwa sms-y z informacją, że zalegam owemu bankowi z kwotą 34, 09 zł. W pierwszym rzucie pomyślałam, że to jakaś pomyłka, ale po powrocie światełko się zapaliło, że to pewnie opłata za owo nieużywane konto.

Idę zatem do banku, wyłuszczam co następuje. Miły pan próbuje użyć argumentów, które powinny odwieść mnie od decyzji. ale obalam je swoim argumentem:

– Proszę pana, nie mogę się zalogowaać do założonego przeze mnie konta (szczęście, że nie przelałam tam żadnych pieniędzy), bo nie macie państwo mojego numeru telefonu w systemie, ale jakimś cudem wasz system przysłał mi dwa sms-y z informacją o zaległości. Nie, nie zmienię swojej decyzji, bo założyłam to konto, by ułatwiało mi życie, a nie utrudniało, albo denerwowało, robiąc ze mnie wariata, jak z tymi sms-ami.

Pan powiedział, ok i przystąpił do czynności. No ale ta zaległość – ja na to, że nie ma sprawy, chętnie zapłacę w kasie.

Pan na to, że nie mają kasy w tym oddziale. Najbliższy jest (podał mi adres) w innej części miasta i nie wie czy wyrobiłabym się dziś – jadąc tam by wpłacić 34,10 zł i wracając.

No to może złoże dysposycję zamknięcia konta i w domu zaraz po powrocie dokonam wpłaty. Pan odpowiedział mi, że tak można, ale jak złożę dyspozycję zamknięcia na niewyzerowane konto, to ona będzie trwała miesiąc i mimi, iż zapłacę jeszcze dziś, to i tak policzą mi za kolejny miesiąc. No to mnie nie urządza, bo nie chodzi o te 34,10 zł., ale o zasady. Nie uprawiam rozdawnictwa, a zwłaszcza takim instytucjom, które niczego nie darują.

Myślimy dalej – to może przez aplikację przez tel, szybkim przelewem? – pan proponuje. Ale okazało się, że moje konto dotychczasowe, w ramach ostrożności na telefon nie ma opcji szybkiego przelewu.

W końcu poddaję się (przecież mam czas – ostatnie dni urlopu). Proponuję panu, że wrócę do domu, zrobię przelew i wrócę tu jutro i dokonamy czynności.

Jutro – przychodzę. Miły pan kurtuazyjnie pyta uruchamiając  system, jak spędzam urlop? Z uśmiechem (wcale nie złośliwym) odpowiadam, że w (tu nazwa) banku, a poza tym to fajnie, dziękuję. Sprawy komputerowe dziś idą dobrze, nie gadamy za dużo (może pan jednak w mojej odpowiedzi doszukał się sarkazmu?). I nagle pan mówi:

– Kurczę, jest mały problem, bo pani zrobiła wczoraj po południu przelew (nota bene – w banku byłam po 15-ej, czyli w domu odpowiednio później), wszystko się zaksięgowało, ale narosły odsetki w wysokości 1 grosza.

– No i? – i tu trzeba było by widzieć moje duuuże oczy, bo przelatujące myśli mi je wypychały: że znowu będę robiła przelewy na 1 czy 2 grosze i znowu tu przyjeżdżała… I chyba z tych dużych zrobiły sę całkiem małe, szparki wręcz.

A po dłuższej chwili pan skwitował, że chyba się uda, zaczniemy proces z innej strony….

I tak oto, wisząc bankowi 1 grosz (na pewno znajdą sposób by sobie go odebrać z nawiązką w innym produkcie) zakończyłam tę przygodę z wygodnym, łatwym, znoszącym kokosy kontem.

Meloniki z głów za tę lekcję 😀

Znalezione obrazy dla zapytania melonik