Taka sytuacja:

Pewnej soboty, wracaliśmy we czworo z restauracji. Mój brat prowadził. Kiedy dojeżdżaliśmy do skrzyżowania, na którym mieliśmy skręcić w prawo, zobaczyłam na przystanku autobusu miejskiego, leżącego młodego człowieka. Oczywiście w głowach nas wszystkich zakiełkowała automatyczna myśl –pijany, taki młody i tak się…upodlił, w bały dzień. Ale jechaliśmy wolno, mogłam więc przyjrzeć się bliżej leżącemu. Zauważyłm, że ma drgawki. Krzyczę więc do kierującego:

– Zatrzymaj się, on ma napad padaczki! Trzeba mu pomóc, słyszysz?

– Teraz mam się zatrzymać, tu? na środku jezdni?

-Tak! Tu. Ja wysiądę i zobaczę co jest, wezwę pogotowie. A gdyby to był mój bliski, to nie wyobrażam sobie, żeby ludzie tak go omijali i mieli w dupie. Zatrzymaj się! Przez takich jak ty nie udzielana jest pomoc potrzebującym!

W czasie tej błyskawicznej wymiany zdań, zjechaliśmy na pobliski parking. Wyskoczyłam z auta i pobiegałma do tego przystanku. W tym samym czasie zatrzymał się młody człowiek idący ze sklepu i na przystanku zatrzymał się też inny samochód, którego kierowaca wyszedł zobaczyć co się stało.

Młody (ze sklepu) zadzwonił po pogotowie w czasie kiedy stwierdziłam, że człowiek leży w pozycji bezpiecznej. Facet z samochodu zajrzał do jego kieszeni, wyjął telefon, z zamiarem zawiadomienia kogoś z rodziny, ale smartfon był chyba wyładowany. Schował więc telefon do kieszeni gościa z padaczką. Ten cały czas drgał. Drgawki słabły i nasilały się, siniał, ślinił się, a czas biegł. Moi współtowarzysze już dawno dołączyli do nas i obserwowali sytuację. Młody człowiek, który telefonował poszedł w swoją stronę, bo zadzwonił ktoś do niego. Facet, który zatrzymał się samochodem stwierdził, że już musi jechać… Zostaliśmy my i ktoś, kto w międzyczasie dotarł na przystanek.

Czas oczekiwania wydawał nam się długi, więc mój Luby poradził:

– Zadzwoń może po to pogotowie. Bo jakoś długo ich nie ma. Skąd wiesz, że tamten chłopak zadzwonił?

Sama też pomyślałam w końcu, że to długo. A ten cały czas drga. Jeszcze się udusi, a my będziemy stać i patrzeć. No bo nic innego nie można zrobić w przypadku padaczki poza zabezpieczeniem głowy i zawiadomieniem pogotowia. No ale zadzwoniłam. Powiedziałam, że już w tej sprawie dzwonił chłopak, poza tym dokładnie gdzie jesteśmy, że drgawki trwają trochę zbyt długo, jak wygląda epileptyk, w jakiej pozycji leży. Dyspozytorka przyjęła moje zgłoszenie, powiedziała, żebyśmy poczekali na karetkę, która już wyjechała, a ona się rozłącza i zadzwoni do zespołu, by zmienić to wezwanie na kod pierwszy.

Uspokojeni czekamy. Za chwilę usłyszeliśmy syrenę karetki.

Pogotowie przyjechało na sygnale. Zatrzymali się i otworzone zostały głośno suwane drzwi karetki, z których wysiadł ratownik. W tym momencie, drgający chłopak zerwał się, wyskoczył wręcz jak z procy, „w locie” złapał leżącą na chodniku zapalniczkę i uciekł w kierunku okolicznyh działek, przechylony mocno w lewą stronę.

Jak rzadko kiedy otworzyłam ze zdziwienia usta. Komuś z obecnych wyrwało się: „co to kurwa było?”

– To były dopały – powiedział spokojnie pan z pogotowia.

A my… ale jak to, przecież go trzepało tyle czasu. Musiał być nieprzytomny, bo inaczej nie pozwoliłby sobie wyjąć telefonu z kieszeni. Ja pierniczę, jak to jest możliwe?

W tym czasie młodzian dobiegł pochylony w lewo do krzaków, próbował je sforsować, wykonując ruchy jakby chciał otworzyć drzwi. Kraki się nie otworzyły, więc zarzuciło go w prawo i wytoczył się na ulicę. Załoga pogotowia wykręciła i pojechali za nim.

– I przez takich jak ty, teraz jak ktoś rzeczywiście potrzebował pomocy, to jej nie dostał. – skwitował całe zajście mój brat.

A ja będąc w szoku chyba nawet mu nie odpowiedziałam. Za to zarz napisałam sms do syna z pytaniem, jak się ma i czy u niego wszystko w porządku?

Z punktu widzenia obywatelskiego i każdego innego moja reakcja była prawidłowa i drugi raz zareaguję podobnie, jeśli będzie taka okoliczność. Bo nawet jeśli ktoś jest po „dopałach”, to również należu udzielić mu pomocy. Ale całe zajście było bardzo emocjonujące. Jakoś jak człowiek nie zetknie się z takim problemem bezpośrednio, to nie robi to aż tak wielkiego wrażenia. Przez ekran tv wszystko jakieś … bezpieczniejsze, jest dalej, jeśli można tak powiedzieć.

Człowiek jest zwierzęciem stadnym. Jeśli drugi człowiek pomoże pierwszemu, czy odwrotnie, to jest dla nas – jako gatunku, ratunek. Dla mnie na szczęście, moją siłą jest moja rodzina.