Znalezione obrazy dla zapytania pewnego razu... w hollywood

Na gorąco kilka moich przemyśleń o najnowszym filmie Tarantino – Pewnego razu w Hollywood.

Nie jestem wielką fanką Tarantino, ale kilka jego filmów podobało mi się. Nie zawsze jednak nasze (znaczy jego jako reżysera i moje jako widza) poczucie humoru, a jeszcze rzadziej poczucie estetyki spotykały się i bratały na ekranie.

Posłuchałam recenzji tegoż filmu w Antyradiu, w sobotę będąc w podróży służbowej, gdzie o filmach mówi Karolina Korwin-Piotrowska. Pani Karolina uważa, że film nie jest tak wspaniały jak mógłby być, sądząc po nazwisku reżysera. Sama oświadcza, iż nie jest fanką Tarantino, bo jego filmy są „przegadane”. Pomyślałam wtedy o chociażby Pulp Fuction, Django, albo Kill Bill-e (które to Kill Bille są nieprawdopodobne i nie w moim typie, ale czy można o nich powiedzić „przegadane”?).

Bardzo zatem ucieszyłam się, że w niedzielę obejrzę właśnie ten film, o którym tyle słyszałam w sobotę.

Zatem powtórzę – po obejrzeniu, na świeżo – mnie się podobał i polecam go do obejrzenia.

Jest tam dużo ciepła amerykańskiego kina lat sześćdziesiątych. Ciepła wyrażonego w obrazie, w słonecznej Kaliforni, bo trudno chyba mówić o cieple emocjonalnym u bohaterów-ludzi którzy nadużywają alkoholu, czy są stale pod wpływem narkotyków, czy prania mózgu w sekcie (a to są odniesienia do prawdziwych wydarzeń z roku 1969). A`propos tych wydarzeń, świetna rola Margot Robbie. Właściwie scena pokazująca jeden z dni żony Romana Polańskego Sharon, którą jedna z osób oglądających z nami film, uznała za niepotrzebną i niepowiązaną z całością – jest piękna przez piękno aktorki i postaci którą ona gra. Ale opowiada w ten sposób tę okropną historię, pokazując nam jakie osoby zostały zamordowane przez sektę Mansona. Przy tej okazji widzimy też polskiego aktora Rafała Zawieruchy, z epizodyczną rolą Romana Polańskiego… i tyle.

Ale chyba najlepsza jest tu drugoplanowa/pierwszoplanowa rola Brada Pitta. Drugoplanowa, bo gra kaskadera, przyjaciela głównego bohatera. Stale są razem i spokojnie można powedzieć, że jego rola jest też pierwszoplanowa. Wygląda on wreszcie świetnie, nie jak laleczkowate bożyszcze nastolatek, ale jak prawdziwy marlboro man, twardziel. No a epizod z Bruce Lee… musicie to zobaczyć sami 😀

Poruszony tu wątek przyjaźni męskiej robi bardzo przyjemne wrażenie. Bez wywyższania się, bez napinki, z akceptacją wad i niedostatków drugiej osoby, a także ograniczeń. Szkoda, że obecnie słowo przyjaźń straciło na wartości… Ale to już poza tematem.

No i rola Leonardo DiCaprio. Majstersztyk. Zresztą dawno, dawno temu myślałam, że to raczej Leonardo będzie takim lekkoduchem kina, a tu jakież miłe zaskoczenie (Aviator, Wielki Gatsby, Wyspa tajemnic, Gangi Nowego Yorku, Wilk z Wall Street, Incepcja, Infiltracja …). Bardzo wzruszająca i mądra scena rozmowy z ośmiolatką, która jest znaczącącą rozmową w życiu bohatera. Pierwszą znacząca jest rozmowa ze Schwarzs-em, który uświadamia mu, iż daje się zaszufladkować jako aktor – tak to określamy w dzisiejszym świecie.

To były czasy, kiedy ludzie nie byli chyba jeszcze świadomi, do czego prowadzi branie narkotyków, używek. Jak przez to człowiek może być sterowalny, do czego zdolny. Z jednej strony hipisi, love and peace, a z drugiej bardzo łatwa do manipulacji grupa ludzi stale na haju. To do niczego dobrego nie prowadzi.

Jeśli nie lubicie takich klimatów lat sześćdziesiątych, pięknych starych samochodów, muscle cars w najlepszej wersji to nie wiem czy Wam się ta ekranizacja spodoba. Ale jeśli chcecie dobrze spędzić ten czas, to sięgnijcie po historię sekty Charlesa Mansona, historię z morderstwem ciężarnej żony Romana Polańskiego, a wtedy film nie wyda się nudny, a może będziecie wdzięczni reżyserowi – jak ja – że nie podążał wiernie za faktami. A to że powoli stopniował napęcie, by zakończyć film napadem na dom znanych ludzi i spointować go alternatywną wersją, bardzo mi odpowiada. Ba, nawet charakterystyczna dla Tarantino krwawa jatka, jest przedstawiona w sposób możliwy do przyjęcia, a nawet zabawny – jeśli tak można w ogóle powiedzieć.

Wasz odbiór i Wasze emocje pozostawiam Wam. A jak obejrzycie, możemy podyskutować.

I tak oto wracam do wątku modowego i stylizacji na niedzielne wyjście, np. do kina.

Nie wiem czemu, ale na tzw. wyjścia lubię czarny kolor. Stąd czarna sykienka tuba, z cienkiej dzianiny, ozdobiona małym haftem w zwieńczeniu dekoltu i sznurowana z prawej strony, od dawna w mojej szafie.

wrzesień 2014

Chcę w ten sposób powiedzieć, że nie ma przymusu innego niż nasz wewnętrzny, by stale kupować i kupować nowe rzeczy. Warto jeśli już kupujemy, pomyśleć jak one będą się miały do tych ubrań, które już mamy w szafie.

Połączyłam tę sukienkę z wdziankiem/tuniką rozpinaną w białą łączkę na czarnym tle. Z daleka wygląda jak póra perliczki i taka też nazwę otrzymała w mojej garderobie. Przy okazji ukryje potencjalne lub nie, mankamenty ciała. Tunika przepasana torebką-nerką (w tym przypadku) od Gosi Baczyńskiej dla drogerii Rossmann, sprzed sezonów.

Sandałki na słupku zdecydowanie oprócz wydłużenia sylwetki, są po postu odpowiednie dla „wyjściowej” kreacji.

Mogę tylko dodać, że do piękna tej niedzieli oprócz pogody, świetnego towarzystwa, w którym obejrzałam bardzo fajny film, dołożył się taki drobny szczegół. Mianowicie zawsze po filmie, który poruszy nas dogłębnie, długo rozmawiamy o nim. Uwielbiam właśnie te momenty po seansie. Rozmawiamy o tym co na nas wywarło wrażenie, co nam sie podobało lub nie. O tym jakie filmy danego reżysera nawiązują lub nie, do świeżo obejrzanego, a w końcu o tym jaki film jeszcze obejrzymy, albo nie, itd.

I tak samo było tej niedzieli. To podniosło jej rangę w naszym systemie wartości. Dobrego i wartościowego tygodnia życzę.

Sukienka, tunika, buty – n.n., moja szafa.

Torebka – By Gosia Baczyńska dla Rossmann.

 

Zdjęcia by M.